piątek, 14 czerwca 2013

Red Car //1. get lucky

Początek tego co siedzi mi w głowie. Jeszcze nie wiem czy będzie to długie opowiadanie. Na pewno będzie przypominać pamiętnik. Cóż, zobaczymy co mi wyjdzie, pod notkami będę wam pisać skąd wzięły się tytułu i wrzucać pewne linki, mam nadzieję, że zachęcę was do czytania. 

Że ten dzień będzie beznadziejny powinnam wiedzieć już od kiedy wyszłam z domu i zobaczyłam jego samochód pod furtką do ogrodu. Wychodząc byłam szczęśliwa, pewna, że tym razem go znajdę, że wiem gdzie jest. Ten stan podsyciło to, że jego samochodu nie było na głównym parkingu. "Tak, tak, tak, zajdę go, wiem gdzie jest, taaak" krzyczały wszystkie moje myśli, gdy w skowronkach biegłam do swojej czerwonej corsy, do póki mym oczom nie ukazał się równie czerwony, wściekły Spyder "A jednak nie wiem" pomyślałam w pierwszej sekundzie, przekłuta i wysnuta z powietrza jak porzucony balon. Nagle zatrzymałam się na środku trawnika kompletnie nie wiedzą co robić, po co mam wsiąść  do samochodu? Gdzie jechać? Wszystkie plany dnia, nagle runęły jak stary budynek. Uznałam jednak, że jak już powiedziałam a, to trzeba też powiedzieć b. Wsiadłam do samochodu, ustawiłam fotel, lusterko wsteczne, bo jak się śmieję, boczne są uniwersalne i zapięłam pas. Włączając radio wycofałam z podwórza i ruszyłam ku głównej drodze, uznałam, że warto będzie zatankować mój samochód, był praktycznie pusty, a nigdy nic nie wiadomo. Obrałam kurs na moją ulubioną stację, stwierdzicie, że to dziwne mieć ulubioną stację? Po prostu jest tania, dlatego ulubiona. Obsługa nie należy do najwyższej jakości, klienci wredni, ale cóż wymagać jak płaci się za LPG 2.15 euro? 
Zaparkowałam swój samochód za jakimś dziadkiem i podśpiewując czekałam na swoją kolej. Oho! Za mną ktoś już nie ma ochoty czekać "No tankuj ty cymbale!" krzyk faceta w Peugeocie rozdziera spokój dnia. "Dobry lanser" pomyślałam tylko, ciemne okularki na oczach, w uchu słuchawka bezprzewodowa i dizanjerskie ubranie, podskakuje do drugiego dziadka w Alfie romeo. Obserwowałam sytuację z dystansu, rozbawiona niecierpliwością Peugeota. Dziadek czerwony na twarzy jakby cała krew zebrała mu się w mózgu, zaraz eksploduje. Zabawne! Że tacy starzy ludzie spieszą się najbardziej, no dokąd? Co oni robią całe dnie jak nie zajmują miejsca w tramwajach i snują się od rynku do lekarza? 
Gdy w końcu przyszła moja kolej sprawnie zatankowałam samochód i zapłaciłam za paliwo, wyjeżdżając jechałam ku pięknemu słońcu, ach piękny dzień. Kolejny raz podśpiewując banalne popowe piosenki z radia mknęłam ulicami w stronę mojego domu. 
Mój dom znajduje się w pięknej stolicy Francji, mieszkam w samym centrum Paryża, mam idealny widok na wieżę Eiffla i pola elizejskie. Cudnie nie? Idealny apartament w starej kamienicy, na 3 piętrze, nie za nisko, nie za wysoko, w sam raz. I wydawać by się mogło, że wszystko jest idealne, tylko nie sąsiad, który uwielbia rapcore i ten przeklęty Czerwony samochód! Ponownie zaparkowałam z tyłu mojego domu i moje oczy rozszerzyły się jak dwa spodki "nie ma go, nie ma!" krzyczała cała moja dusza. Aby się upewnić wysiadłam z samochodu i przebiegłam cały parking z przodu domu, gdy już byłam pewna, że się nie mylę ponownie wróciłam do samochodu "tak! teraz na pewno jest tam!" triumfalnie drugi raz tego dnia wyjechałam na ulice Paryża. Podśpiewując wesoło "We’re up all night to get lucky, We’re up all night to get lucky" mknęłam przez miasto do celu "o tak, teraz to będzie lucky day" pomyślałam, gdy wjechałam na nieduże osiedle poza granicami centrum. Zaczęłam się uważnie rozglądać i moja mina coraz bardziej rzedła, nie widząc czerwonego Spydera, który parkował tu jeszcze wczoraj. By lepiej się przyjrzeć  i upewnić w tym co widzę, a raczej czego nie widzę zaparkowałam samochód na jednym z wolnych miejsc i zaciągnęłam hamulec ręczny "ooł" zawyłam przeciągle, gdy poczułam, że hamulec odmówił posłuszeństwa i zwyczajnie się zepsuł. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach za każdym razem gdy usiłowałam wyjechać z miejsca "Cholera, bez ręcznego nie dam rady!" pomyślałam po kolejnej próbie, gdy mój samochód wylądował przodem w krzakach. Byłam przerażona, a noga już mi drętwiała od trzymania hamulca nożnego, kompletnie nie wiedziałam co robić, gdy nagle usłyszałam pukanie w moją szybę. Odwróciłam głowę i...on, on, on, mój Bóg, prześladowca moich myśli właśnie szczerzy swój śnieżnobiały uśmiech do mojej szyby. Zażenowana, mając ochotę zapaść się pod ziemię nacisnęłam guziczek, który opuścił szybę.
-Cześć- powiedział wesoło, z olśniewającym uśmiechem, czyli tak jak zawsze. Wstydząc się spojrzeć mu w twarz burknęłam tylko nieporadne Cześć.- jakiś problem z samochodem?- zapytał spoglądając na mojego marnego rzęcha, serio, przy jego dizajnerskim wozie, mój wyglądał jak wózek widłowy! 
-Tak, hamulec ręczny mi się popsuł- przyznałam niechętnie, nie lubiłam gdy coś mi nie wychodzi przy chłopaku moich marzeń. Każda dziewczyna uważała to za słodkie i niewinne, jak z bajki. Ty biedna, bezsilna czegoś nie możesz, a on książę z bajki zrobi to za ciebie, niestety dla mnie to było żenujące. 
Chłopak uśmiechnął się łobuzersko, a w oczach miał politowanie, ale nie takie wredne i chamskie, lecz takie, które mówiło "my nie damy sobie rady?" i mocno pchnął mój samochód, który po chwili stał na równym terenie. Byłam w totalnym szoku, co to miało być?! To jakiś herkules, czy co?
-D..dziękuję- zająknęłam się nadal zszokowana.
-Nie ma za co, ale pamiętaj Aniołku, nie ma nic za darmo- znowu się uśmiechnął, tak słodko i uroczo, a zarazem łobuzersko. Powinnam się bać? Nie, chyba nie, mój mózg nie przyjmował do wiadomości, że trzeba wiać.
-Ile mam Ci zapłacić?- zapytałam w pierwszym odruchu, nauczono mnie, że za wszystko płaci się materialnie, przecież do tego są pieniądze. 
-O nie Aniele, nie chcę nic materialnego. Umówisz się ze mną.- Aniołku? Aniele? Czemu nie po prostu Aubrie? No tak, nie znał mojego imienia, a jego stwierdzenie, nie było pytaniem. Umówię się z nim...to tak obco brzmiało, tak nierealnie...-jutro Cię znajdę, do zobaczenia Brie- powiedział posyłając mi ostatni promienny, lecz tajemniczy uśmiech i odszedł. Zostawił mnie na środku, małej i pustej uliczki i z milionem myśli i jeszcze większą ilością pytań niż przed tym spotkaniem. 


*Tytuł opowiadania "Red Car" jest wymyślony całkowicie przeze mnie i zapożyczony z życia realnego.
** Podtytuł rozdziału to tytuł piosenki Daft Punk- Get Lucky
*** angielska fraza w tekście, to słowa powyższej piosenki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz