Dzisiaj siedzę i zastanawiam się nad czym tak naprawdę rozmyślam…
Rozmyślam nad zachowaniem mojej mamy. Wiem już, że przejęła wiele cech ojca. Jest buntownicza, krzykliwa i wszystko chce mieć od razu.
Wydaje się, że jest taką kobietą, która nie ma uczuć. Jest zawsze opanowana, silna i nie daje sobą pomiatać. To są jednak tylko pozory, pozory po których często oceniamy ludzi. Prawdą jest, że mama jest bardzo uczuciowa, nieraz widziałam jak płakała, płakała ze smutku, rozpaczy, z bezsilności, z krzywdy, jaką ktoś jej wyrządził. Wiecie co w takim momencie jest najgorsze? Najgorsze jest to, że nigdy nie wiem co robić…gdy załamuje się najsilniejsza osoba jaką znam, gdy pada filar, który utrzymuje całe nasze życie, nienawidzę gdy mama płacze. Czuję się wtedy jeszcze bardziej bezsilna niż ona, nie wiem jak pomóc, co robić, jak pocieszyć…okropne.
Mama jest taką osobą, która pozornie nie lubi pomagać ludziom i jest bezinteresowna. Mawia, że sama do wszystkiego doszła i nikt jej nie dał nic w trudnych chwilach, dlatego ona też nikomu nic nie daje, bo po co i dlaczego? Trzeba pracować i robić. Jest w tym trochę prawdy, gdy nie było gdzie spać, spałyśmy z mamą w samochodzie, ja tego nie pamiętam, byłam malutka. Jednak mama zawsze mi to opowiada, był okres w moim naprawdę wczesnym dzieciństwie, gdzie moim domem był czerwony maluch. Nikt nam nie pomógł, mama nas z tego wyciągnęła. Gdy nie było pieniędzy na jedzenie, to zbierała butelki, sprzedawała i było na chleb. Takie historię słyszałam zawsze jak komuś trzeba było pomóc. Trochę podzielam jej zdanie, jednak mam miękkie serce i często pomagam, szczególnie bliskim. Przekonałam się jednak, że słowo wykorzystać, to nie synonim słowa pomoc. Z pomocą trzeba uważać, nigdy nie dawaj gotowego na tacy, bo to wcale nie pomaga. Człowiek sam musi dążyć do swojego celu, do ideału, musi zmagać się z życiem, nie możemy wszystkiego za niego zrobić.
Moja mama niestety nie jest tak rozsądna na jaką wygląda, straciła wiele, pokaźną sumę przez to, że zaufała. Czy kochała? Nie wiem, myślę, że czuła do tego człowieka wiele, gdy mu pomagała rozwijać skrzydła. Niestety, ludzie nie doceniają pomocy, potrafią bezkarnie oszukać kogoś i wykorzystać jego naiwność, ludzie to hieny i wyzyskiwacze.
Niestety mama również nie uczy się na błędach, wcale nie jest tak asertywna za jaką ją uważałam. Taka potrafi być tylko względem mnie, bo jestem jej dzieckiem, młodsza, wie że ma autorytet i takie tam. Wobec Darka nie potrafi taka być, ten śmieć może zrobić co chce, a i tak zawsze wróci jak kurz do mebli. To frustrujące, że facet ją wykorzystuje, a ona się daje. Nie, nie fizycznie, ani psychicznie, raczej… materialnie. Czuje się jak u siebie i jest na gotowym.
Wszelkie próby udowodnienia jej, że to zwykła hiena, niestety spalają na panewce. Moja mama wie zawsze najlepiej.
Trudno jest, gdy dwie osoby mają trudny charakter, różnice nie do pogodzenia.
Dzisiaj nie mam wam zbyt wiele do napisania, niestety nie miałam żadnych głębokich przemyśleń będąc skupiona na imieninach mamy, poszukiwaniu pantoflarza literackiego, oraz przy dziesiątej próbie zapisania się na makijaż do inglota. Ludzie są tacy niekonsekwentni…
Jedynym moim przemyśleniem jest to, że wieczna miłość naprawdę istnieje i że to cudowne uczucie, gdy jesteś z kimś długo, a nadal potrafisz śmiać się przy tej osobie z głupot.
2 lata… I love.
Wracam do cudownego Matthew Bomera i ciekawego serialu White collar. Idę się uczyć, jak być specem w swoim fachu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz