sobota, 29 czerwca 2013

Red car/ 3. Hero

Budzę się dopiero rano. Nie mam pojęcia, która jest godzina. 8:00, 10:00? Nie wiem, leniwie się przeciągam i nagle jakby dostaje olśnienia. Zrywam się już całkowicie przytomna i rozglądam po pokoju. Obok mnie go nie ma. W całym tym pomieszczeniu go nie ma.''To był tylko sen, realistyczny, ale sen. Głupi, ale nadal sen'' przebiega mi przez myśl, ciało się rozluźnia, a umysł czuje mimowolną ulgę. Ponownie opadam twarzą na poduszki i chwilę tak leżę w całkowitym spokoju.W końcu jednak powoli się podnoszę, nie potrafię drugi raz zasnąć, gdy już raz się obudziłam. Odsłaniam zasłonki i moim oczom ukazuje się ukochany widok. Piękne pola marsowe, a zaraz za nimi wieża Eiffla, wpatruję się w nią przez kilka minut i natchniona cudnym widokiem wychodzę z sypialni. Przeciągam się na środku salonu, przecieram zaspane oczy i gdy je otwieram...zamieram. ''o kurwa'' to niecenzuralne stwierdzenie huczy mi w głowie, gdyż to co przed chwilą brałam za zwykły sen, jest po prostu prawdziwym koszmarem. Znaczy nie, to co widzę nie jest straszne, obleśne i brzydkie, w sumie to boskie, nawet seksowne, powiedziałabym zajebiste! ''dobra ogar, ogar, Brie ogarnij myśli!" nakazuję sobie ostro i patrzę na ''nieznajomego'' który siedzi przy mojej wyspie kuchennej. Nie mam takiej prawdziwej kuchni jako osobny pokój, mam dużą ladę barową, która dzieli aneks kuchenny od salonu. Wpatruję się szeroko otwartymi oczami w mojego gościa. Chłopak jest wysoki, mimo, że siedzi na stołku, mogę to określić. Dobrze zbudowany, ma mięśnie wyrobione jak trzeba, ale nie przesadzone. Ciemne włosy opadają mu gdzieniegdzie na czoło, widać, że się nie czesał, ale to chyba zamierzony efekt. Mimo, że ubrany jest w białą bluzkę z długim rękawem i ciemne jeansy to widać, że ma gust i styl, te rzeczy na pewno nie są kupione w zwykłych sieciówkach, a tych ''z wyższej półki''.
- Cześć- odzywam się w końcu niepewnym głosem, czemu ja nic nie pamiętam? Nie przypominam sobie bym się uchlała.
- Cześć- on odpowiedział mi przyjemnym tonem, jednak ma charakterystyczny akcent, coś między francuskim, a brytyjskim. Koleś skąd Ty jesteś? Gadasz jak angliko- francuz, wyglądasz jak amerykaniec...moje dalsze myśli przerywa mi ten przyjemny głos- przepraszam, nie powinno mnie tu już być, ale, no uznałem, że poczekam aż się obudzisz- mówił cicho, spokojnie, z gracją jakby słowa spływały mu z języka jak baleriny w tańcu. 
- Eeee...to miłe- odpowiadam zmieszana, lecz tak właśnie jest, większość facetów nie czeka, ulatnia się po udanym numerku i nawet ''fajnie było'' nie zostawią na kartce, a on jest, czekał.
- Étienne Jonathan St. Clair- mówi gardłowym, lekko zachrypniętym głosem, a ja początkowo zastanawiam się o co chodzi, dopiero po minucie dociera do mnie, że on mi się przedstawił. Uzmysławiam sobie, że do tej pory nie znałam nawet jego imienia, trzeba przyznać, że fantazjowałam o tym i wymyślałam mu różne ciekawe imiona, jednak tak oryginalnej wersji się nie spodziewałam. Może jednak jest francuzem? Etienne to francuskie imię, jednak Jonathan już nie...boję się zadawać pytania, nie chcę go spłoszyć więc mówię tylko cicho
- Aubrie Olephant
- Olephant? Prawie jak Elephant...jesteś słoniem!- gdy Étienne uświadamia sobie jak bardzo moje nazwisko przypomina słonia, wybucha entuzjastycznym śmiechem. Nie jest to wredny i obraźliwy śmiech, ale szczery i zaraźliwy. Zaskakuje mnie jego bezpośredniość i poczucie humoru, co prawda, każdy kojarzy moje nazwisko ze słoniem, ale on tak naprawdę poznał mnie dopiero...no teraz.
- Hahaha zabawne- udaję urażoną dlatego wypowiadam się ironicznie- widzę, że się gościsz w mojej kuchni?
-Em...no tak, tak jakby, bo wiesz... nie śpię już od dobrych dwóch godzin i pozwoliłem sobie zrobić kawę- zmieszany pokazuje na kubek, ma przepraszający wzrok i widać, że naprawdę jest mu głupio. To dziwne, jeszcze niedawno był taki pewny siebie, co się z nim dzieje?
- Hej spoko, tylko żartowałam- odpowiadam od razu, nie chcę go spłoszyć, ani osaczać by czuł się nieswojo. Robię sobie kawy i siadam na przeciwko niego, nie wiem co powiedzieć, więc panuje niezręczna cisza. Tak naprawdę wiem o co chcę zapytać, ale mi głupio, strasznie głupio.
- Czy my...no wiesz?- pytam niezręcznie pozwalając by włosy podały mi na twarz, cieszę się, że są wyjątkowo długie i falowane, bo dzięki nim mogę ukryć się pod zasłoną nim spalę się ze wstydu.On nie odpowiada, nie wiem czy sam jest zmieszany i wstydzi się tego czy po prostu też nic nie pamięta.
- Tak- w końcu odpowiada, krótko i rzeczowo, jednak jest w jego głosie coś życzliwego co mówi mi, że nie mam się czego bać.- tylko proszę, powiedz, że nie byłaś dziewicą- to nie jest pytanie, nawet nie prośba, to jakby oczywistość w oczach Étienne. Mrozi mnie to, boję się mu odpowiedzieć, boję się jego reakcji. On już wie, że rzeczywiście byłam, widzę jak emocje mieszają się w jego oczach.- ja...ja przepraszam, matko Aubrie, ja nie wiedziałem, przykro mi- widzę, że rzeczywiście mu przykro, w oczach ma smutek i zmieszanie. Nie wiem czy chcę by mnie przepraszał, co prawda niewiele pamiętam, ale chyba było fajnie, a bynajmniej on jest fajny, wygląda fajnie, mówi fajnie, nazywa się fajnie...matko, w nim wszystko jest takie fajne! Gdybym przespała się z klasowym dupkiem, który miał przede mną z 10 panienek, wyglądałby jak wypłosz i zachowywał jak głupek, na pewno bym żałowała, ale Étienne wydaje się być inny. Nie wiem ile miał partnerek przede mną i jak traktuje swoje jedno nocne przygody, może zaraz wyjdzie i już nigdy nie zamienimy słowa, ale jest w nim coś co sprawia, że czuję się bezpiecznie, nie zniechęcam się do niego.
- Nic się nie stało Étienne to też moja decyzja, nie zmusiłeś mnie do niczego- zapewniam go łagodnie, widzę, że się trochę uspokaja, czuje ulgę, jakby wielki kamień przytwierdzony do jego nogi właśnie z niej opadł. To urocze, że się tym tak przejmuje, czuję się poniekąd ważna przez to, wiem, że to głupie uczucie i że pewnie nie jestem, ale jest mi miło, na pewno lepiej niżeli gdyby sobie poszedł i miał to gdzieś. Widzę też coś innego w nim, jakby się zjeżył słysząc swoje imię- co?- dopytuję się, chcę wiedzieć czy źle je wymawiam, słabo jeszcze znam francuski, więc każda nauka jest dla mnie ważna.
- Nic, po prostu...nikt nie mówi do mnie po imieniu- przyznał po chwili- jestem JC, tak każdy do mnie mówi. J od drugiego imienia C od nazwiska- tłumaczy mi ze spokojem, a ja z wyrozumiałością to przyjmuję, chociaż nie do końca rozumiem czemu tak jest, jego imię jest piękne, po co je ukrywać?- Serio strasznie Cię przepraszam, nie wiedziałem i...pierwszy raz powinien być bardzo wyjątkowy, przepraszam, że Ci to odebrałem.- dodaje, nadal widzę u niego skruchę i żal, ale ja wcale nie żałuję, z jednej strony to fajne przeżyć swój pierwszy raz z tak cudownym chłopakiem. Étienne wydaje się mądry, miły i bardzo sympatyczny, chyba jest otwarty do ludzi. W końcu zatracamy się w normalnej rozmowie, nie rozpamiętujemy tego co się stało tylko staramy się siebie poznać, dowiedzieć jakiś podstawowych informacji. Dzięki temu wiem, że Étienne ma w sobie korzenie Angielskie, Amerykańskie i Francuskie. Chodzi do Paryskiej elitarnej szkoły i mieszka w internacie. Codziennie przyjeżdża tutaj do swojej chorej babci i po prostu często zostaje, albo zostawia samochód. Mówi, że woli tutaj niżeli na parkingu szkolnym, tłumaczy to tym, że jest tam zbyt wielu zawistnych gości. Z uwagą go słucham, w odpowiednich momentach wybucham śmiechem i jestem w niego zapatrzona jak w obrazek. Jest przezabawny. Nawet nie widząc kiedy, rodzi się między nami więź, pewnie oboje nie jesteśmy tego do końca świadomi, ledwo ją zauważamy, ale ta więź będzie kluczowa...

* Enrique Iglesias- Hero

2 komentarze:

  1. Ciekawe opowiadanie, naprawdę. Będą dalsze części?

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak znajdę motywację to będą. Mam dużo pomysłów, ale brak mi chęci by pisać dalej :C

    OdpowiedzUsuń