Czy wy też zadajecie sobie to trudne pytanie ,,Czym jest miłość?”. Napisałam, że trudne, bo taka jest prawda. To pytanie tylko pozornie wydaje się banalne i odpowiedzi nasuwają się od razu. Miłość to dbanie o drugą osobę, spędzanie z nią czasu, wspieranie siebie wzajemnie, pomoc w trudnych chwilach, przytulanie się, pocałunki, rozmowy, zrozumienie…tak naprawdę są to tylko uczucia, które cechują miłość i jej towarzyszą.
Miłości nie da się zdefiniować, nie istnieje żadna jednolita definicja na określenie tego stanu.
Miłość ma też wiele rodzajów, bo kochamy wiele osób na różne sposoby. Inaczej kochamy rodziców, inaczej przyjaciół, a jeszcze inaczej drugą połówkę.
W tej notce opiszę miłość między dzieckiem, a rodzicem. Czy rzeczywiście miłość dziecka jest bezwarunkowa i ostateczna? Czy naprawdę każde małe dziecko kocha swojego rodzica? Ja uważam, że nie.
Nigdy nie czułam bezwarunkowego uczucia do mojego ojca.Tata był osobą apodyktyczną, lubił się awanturować i rządzić twardą ręką. Pozornie w domu rządy sprawowała mama, bo to ona rządziła budżetem domowym, kupowała jedzenie, ubrania, dbała o dom. Mój ojciec nie robił nic prócz picia, palenia i bicia nas.Nieraz i nie dwa dostałam od ojca po tyłku, od zawsze nazywam to ,,czerwoną łapą heyah”, bo tak to zawsze kojarzyłam jako mały dzieciak. Często miewałam taką łapę na udzie czy tyłku. Jedyne co pamiętam z dzieciństwa to ciągłe krzyki, nie było dnia bez krzyku, a jeżeli był to i tak nie wróżyło to nic dobrego, bo znaczyło to, że ojciec jest napity. Ale on praktycznie zawsze był napity, albo skacowany, nie widziałam praktycznie nigdy ojca, który nie jest pod wpływem.
Ojciec niczego mnie w życiu nie nauczył. Nie nauczył mnie jeżdżenia na rowerze, pisania, czytania, mówienia, chodzenia, jeżdżenia na rolkach, łyżwach (mimo iż w młodości był hokeistą), nie nauczył mnie rysować, malować, nie nauczył mnie majsterkować…nic, jednak umiem wszystkie te rzeczy, kto mnie ich nauczył? Albo sama, albo mama, bo to ona przejmowała się moją edukacją.
Jak ojciec musiał iść na wywiadówkę do szkoły to była tragedia…i dla niego i dla mnie. Bo gdzie taki dres i pijak pójdzie do tak renomowanej szkoły! Siary mi narobi!- takie myśli zawsze gnieździły się w mojej głowie i siedziałam jak na szpilkach, gdy stary był na tej nieszczęsnej wywiadówce.
Nigdy nie usłyszałam od niego słów ,,kocham Cię córeczko” albo ,,Jestem z Ciebie dumny”. On po prostu nigdy mnie nie chwalił i nie mówił o mnie nic dobrego. Za to zawsze byłam durnym bękartem, pojebanym bachorem, głupią idiotką, rudą małpą, kretynką, suką…itp. itd.
W życiu słyszałam wiele obelg od mojego ojca połączonych z fizycznym bólem, jednak nad nim nigdy nie rozpaczałam. Można mnie bić, popychać, szczypać…jestem na to naprawdę odporna, jednak ból psychiczny od zawsze jest moją słabością. Tutaj może popełnię błąd, ale otwarcie się przyznam, że jestem osobą bardzo emocjonalną i łatwo jest mnie zranić psychicznie.
Mój tata nigdy mi nic nie dał. Prezent na komunię kupiła moja mama, niby był wspólny, bo na kartce pięknie było napisane ,,od kochającej mamusi i tatusia”, jednak wiedziałam, że gdyby mama nie poszła i nie kupiła to prezentu by nie było. Tak samo było z prezentami na urodziny, święta i inne pomniejsze okazje. Od ojca nie dostałam nigdy żadnych pieniędzy, zawsze gdy prosiłam ,,Tato dasz mi 5zł do szkoły?” albo ,,Tato mogę drobne na lody?” to słyszałam ,,Idź do matki!”. Nie, tata nie mówił tego, bo nie miał. Miał, zawsze miał na piwo, papierosy i inne swoje używki. Nigdy nie miał dla mnie.
Tata zarabiał ponad 3tysiące złoty do ręki, mojej mamie dawał zawsze 1200-1500zł (i to tylko w okresie świąteczno- noworocznym). Więc gdzie reszta? Nie wiem i nigdy się nie dowiem. Najgorsze było to, że mimo tego iż tyle pieniędzy przepadało w próżni, ojciec nadal miał czelność wyciągać pieniądze od mamy. Czasem ledwo wiązałyśmy koniec z końcem i jak przypominam sobie dzieciństwo to smutno mi się robi. Pewnie myślicie, że byłam z marginesu? Nic nie miałam? Chodziłam ubrana w łachy? O nie! Miałam najlepsze zabawki na podwórku, jako jedno z pierwszych dzieciaków dostałam komórkę oraz komputer, miałam najlepszy rower i rolki, chodziłam zawsze dobrze ubrana, a moją szkołą była szkoła szermiercza. Wyjeżdżałam na każde zawody i obozy, również te zagraniczne. Jakim cudem? Cudem mojej mamy, która ciężko na to pracowała i zawsze miała by mi dać.
Ojciec zawsze porównywał mnie do mojej starszej przyrodniej siostry. Jego córki z poprzedniego małżeństwa. Zawsze słyszałam ,,Dominika zrób…” niestety, nazywam się Skay( oczywiście nie nazywam się Skay, ale nie mam potrzeby podawania mojego realnego imienia).
Można by więc uznać, że ojciec nie był wcale taki bezinteresowny i kogoś kochał? Nie wiem…nigdy nie przejmował się zbytnio Dominiką, nie dawał jej pieniędzy tak jak i mi (jedyne alimenty), nie mówił jej że ją kocha i nie spotykał się z nią praktycznie w ogóle. Wiem, że w większości to też jej wina, bo to ona alienowała się i odpędzała od ojca, jednak wina zawsze leży po obu stronach.
Idąc powoli do sedna tego wszystkiego, zadam pytanie, czy takiego człowieka można kochać?
Ja nie potrafię…wszystko co najgorsze przydarzyło mi się w życiu przez tego parszywego człowieka zwanego moim ojcem. Dla mnie jest to tylko facet, który mnie spłodził i przez całe 13 lat mojego życia miał mnie w dupie.
Niestety charakter i zachowanie ojca miały wpływ na mój rozwój i ukształtowanie się mojego charakteru. Nie jestem pewna siebie, mam bardzo niską samoocenę, przez wysłuchiwanie wyzwisk i obelg przez tyle lat życia. Ponadto potrafię być tak wredna, arogancka, chamska i podła jak on, jestem wybuchowa i gwałtowna tak jak i on, potrafię uderzyć bliską mi osobę i ją zranić psychicznie, tak jak to robił on wobec mnie. Ten człowiek zniszczył mnie i moją mamę, gdyż moja mamusia, również taka jest. Wybuchowa, nerwowa, gwałtowna, nigdy się nie uśmiecha.
Można kochać potwora?
Mój ojciec nie żyje od prawie 5 lat, gdy 23 lutego 2008 roku znalazłam jego zwłoki nie mogłam uwierzyć, że mój koszmar się skończył, że on już nigdy mnie nie wyzwie, nie uderzy, nie zrobi krzywdy…czy płakałam? Tak płakałam. Czy było mi żal? Początkowo nie. Możecie uznać mnie za takiego samego potwora jakim był on, jednak ja, w głębi serca cieszyłam się z jego śmierci. Uwolniła mnie ona od ciągłej krytyki i ośmieszania.
Zatęskniłam za ojcem dopiero później, patrząc na jego zdjęcia, uświadomiłam sobie, że było kilka tych dobrych momentów (na pewno było ich więcej jak byłam malutka, ale tych niestety nie pamiętam). Nie nauczył mnie jeździć na rowerze, ale jednak ze mną jeździł na wycieczki. Nie dawał mi pieniędzy, ale gdy byliśmy daleko od domu, a mi skończyło się picie, to mi je kupił.
Puentą tej historii jest to, że człowiek nie zdaje sobie sprawy z przywiązania do drugiej osoby, nawet jeżeli jest ona niszczącym potworem. Człowiek nie zdaje sobie sprawy z tego, jak mu jest potrzebna ta osoba, póki jej nie straci.
Nadal gdy ktoś wspomni o moim tacie, robi mi się żal, był jaki był, ale po latach zrozumiałam, że ojca ma się jednego, którego się nie wybiera i jaki by nie był trzeba docenić te drobne rzeczy, które były dobre.
Po tej historii możecie uznać, że wychowywałam się w patologii. Tak, to raczej jest prawda. Tak jak wiele innych dzieciaków, wychowywałam się w średniozamożnej rodzinie i patologii. Pewnie nazwiecie mnie ,,chodzącą patolą”, ale nie, nie jestem taka jak on i taka jak naprawdę patologiczne rodziny. Ten etap życia jest zakończony. Jestem normalna, jak każdy z was.
,,Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy…”
Tak jak mówi ks. Twardowski, śpieszmy się nim będzie za późno, ale tylko w tej jednej kwestii… w kwestii miłości.
~Skay
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz