piątek, 7 listopada 2014

No Angels || Crazy in love

Niedawno pisałam o moim jakże abstrakcyjnym zakładzie z C. Tak dla niego zdecydowanie jest on abstrakcyjny w innym znaczeniu niżeli dla mnie. Mimo, że zapewniał inaczej, mimo, że obiecywał... chyba nie uwierzyłam w te obietnice. Nie wierzyłam mu w to, że naprawdę może to zrobić. Dlatego nie boli, dlatego, gdy dowiedziałam się, że zwalnia się z pracy i wyjeżdża do Norwegii to nie poczułam nic. Zero zdziwienia, zero bólu, zero smutku, wielkie nic, nie wiem co czuję i nie wiem co to znaczy. Może jeszcze do mnie nie dociera, że już nigdy go nie zobaczę (god, brzmi to jakby wyjeżdżał na koniec świata, albo co najmniej umierał!). Taka jest niestety prawda. Już nigdy go nie przytulę, nie będę się z nim wygłupiać w pracy, czas nie będzie płynąć szybciej, nie będziemy razem palić i pić na imprezach, nie będę z dobrego serca odwozić go do domu i słuchać o jego życiu... chyba jednak trochę mi smutno. Nie lubię tracić przyjaciół, osób które ledwo pojawiły się w moim życiu i już z niego uciekają.
Pozostały nam około 4 dni... jakoś nie mam ochoty się z nim widzieć i nie wiem czy to przez to, że jednak minęła mi fascynacja jego osobą czy on skutecznie nauczył mnie nie tęsknić, a może dlatego, że on nie wie, że ja już wiem i nie chcę by osobiście mi o tym powiedział. W każdym razie, jutro jak zwykle nie obejdzie się bez uspokajaczy w pracy.
Cóż... nie warto wierzyć we wszystko co Ci obiecują. Tym razem nie będzie tak źle.
Swoją drogą zazdroszczę mu jednego... że tak łatwo podjął decyzję o wyjeździe. Jedno rzucone zdanie przez jego kuzyna i padło stwierdzenie "jedziemy". Zazdroszczę mu tego, ja tak nie potrafię. Mimo, że mam otwartą drogę i jest ktoś kto pomoże mi w emigracji to ja sama nie jestem w stanie podjąć takowej decyzji. Zbyt wiele mnie tu trzyma. Rodzina, dom, moje zwierzaki... niby takie proste rzeczy, ale ja nie umiem się od tego uwolnić, nie umiem porzucić i tak po prostu pojechać w świat.

A jednak chyba zaczynam tęsknić. Dzisiaj widziałam go ostatni raz w pracy i gdy tym swoim miłym głosem pytał "Chcesz cukier słoneczko?'' to zrobiło mi się mega smutno. Lubię go. Kto będzie mnie rozśmieszał w smutno-nudne dni? Kto będzie pytał "jak się masz słoneczko?". Kto będzie mówił "Jeśli mnie teraz zabijesz to przynajmniej umrę z pięknym widokiem przed oczami". Kocham te jego głupkowate teksty, jest uroczy. Jest taką osobą, którą każdy lubi, która wprowadza dobrą, miłą atmosferę i przy której można czuć się dobrze, swobodnie.
Jutro widzę go już raczej po raz ostatni. Idziemy na pracowniczą imprezę, co w ogóle mi się nie uśmiecha, bo będą tam ludzie, których wprost nienawidzę. Ale idę, idę dla niego i dla jednej jedynej przyjaciółki jaką tam mam. Mam nadzieję, że obecność mojego chłopaka, C. i A. wystarczą bym czuła się dobrze.

Coś czuję, że ten wpis będzie bez ładu i składu, a chciałam żeby był taki ładny... cóż, zakończę go teraz, bo zaraz i tak zgubię wątek. 
 * BASTILLE feat Ella Eyre - No Angels



* Beyonce - Crazy in love (cover)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz