Wyobraź sobie taką scenę...
Jesteś na imprezie, w śród masy ludzi, których generalnie nie znosisz. Robisz dobrą minę do złej gry, udajesz, że jest super, ekstra i cudownie. W końcu po dwóch drinkach zaczynasz się świetnie bawić ze swoją przyjaciółką, która o dziwo znalazła się w tym gronie, którego nienawidzi równie bardzo jak Ty. I jest tam też on... Twój przyjaciel. Tak go nazywasz. Impreza przenosi się do kameralnego klubu, w którym panuje miła atmosfera, można potańczyć i się napić, a to tego wieczoru jest przecież najważniejsze. Pijesz szota za szotem i stwierdzasz, że zabawa nagle zaczyna się psuć, coś jest nie tak. I wcale nie chodzi o to, że Twoja przyjaciółka płacze w kącie i musisz ją wspierać. Od tego jesteś. Nie chodzi też o Twojego chłopaka w objęciach zołzy, której nienawidzisz. Twój wzrok wędruje do twojego "no single" przyjaciela i jego namiętnej partnerki do tańca, zołzy numer dwa, również "no single". Gdy na nich patrzysz nagle pojawia Ci się w głowie myśl "woli ją". Czujesz... no właśnie, co to jest? co czujesz? Czy to zazdrość? Idziesz na zewnątrz, bo w końcu chłodne, świeże powietrze to najlepsze co może być dla napitego człowieka. Na szczęście idzie z Tobą przyjaciółka, której kolana są zdecydowanie wygodniejsze niżeli zimna i brudna ławka. Ona Cię rozumie.Rozumie Twoje zachowanie, Twoje emocje, chociaż Ty sama do końca ich nie rozumiesz. Noc mija nawet nie wiesz kiedy tak samo gdy nie wiesz kiedy znalazłaś się w objęciach swojego przyjaciela. Tańczycie, delikatnie się przytulacie, zarzucasz mu ręce na szyję, a on Cię obejmuje. Tańczycie... ale nagle taniec się kończy i jedyne co się liczy to przytulanie. Nawet za bardzo nie myślisz co robisz, powoli odlatujesz w jego ramionach, a on trzyma Cię wyjątkowo mocno. Nagle słyszysz przy swoim uchu jego słowa
- Nie pozwól mi odejść - brzmi to szczerą prośbą, Twój pijany mózg nie jest do końca w stanie wyłapać emocji tego zdania. Ale brzmi poważnie, nie jest jego kolejnym żartem.
- C. ale Ty już odszedłeś... - odpowiadasz mu inteligentnie.
- Wiesz o co mi chodzi - odpowiada nadal mając Cię w ramionach, tym razem jednak patrzycie na siebie.
- Tak, wiem. - odpowiadasz mu szczerze i znowu giniesz w jego uścisku. Nagle słyszysz słowa, których nigdy, przenigdy nie spodziewałaś się od niego usłyszeć.
- Kocham Cię - mówi do Ciebie. Nie analizujesz tego, nie szokujesz się, nie pytasz co? jak? gdzie? kiedy? mnie? Po prostu mocniej go przytulasz do siebie i nic nie odpowiadasz.
Wracając mocno wstawiona do domu, po drodze rzygając na tapicerkę własnego samochodu, uświadamiasz sobie, że pamiętasz te słowa. Że naprawdę je powiedział. A gdy kładziesz się do łóżka masz tylko nadzieję, że rano jednak nie będziesz ich pamiętać, że tylko Ci się wydawało, przyśniło.
Niestety, budzisz się na mega kacu, ale gdzieś w Twojej głowie są wydarzenia z minionej nocy i jego słowa również. W ciągu dnia masz z nim nikły kontakt i rozmawiacie krótko o tych wydarzeniach i uświadamiasz sobie, że on jest świadomy swoich słów i nie, nie tłumaczy się z nich, ani też nie wycofuje mówiąc "byłem pijany, to pod wpływem emocji, nie bierz ich serio". On naprawdę uświadamia Cię, że wie co powiedział i tego się trzyma. Rozmowa się kończy...
A teraz skończ sobie wyobrażać, bo to właśnie jest noc z minionego weekendu. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, uwielbiam tego chłopaka i tak bawiłam się z nim świetnie, ale... no właśnie, jak zwykle jest jakieś "ale". Nie bardzo wierzę jego słowom, wiem jaki jest, poznałam go już na tyle dobrze, że mogę w pewien sposób określić jego osobę. Wiem, że nie przywiązuje się do ludzi, wiem, że jest w stanie zostawić i opuścić każdego, nawet dziewczynę, z którą jest od 4 lat, więc dlaczego mnie miałby nie zostawić? Dlaczego miałby dotrzymać zakładu i dlaczego powiedział mi takie słowa? Tutaj mam prośbę do wszystkich czytających. Jeśli rozumiecie facetów i wiecie co oznacza, gdy wasz najlepszy przyjaciel, mówi wam, że was kocha, to piszcie w komentarzach. Będę bardzo wdzięczna!
A wracając do tego wszystkiego to najgorsze jest to, że mój chłopak nie był jakoś specjalnie wściekły za to "widział jak na niego patrzę". W. stwierdził, że C. mi się podoba, to dosyć głupie, bo podoba to mi się pewnie z setka facetów na tym świecie... ale cóż, W. widzi mój wzrok i widzi, że i ja podobam się C. Tak to głupie, zdecydowanie głupie, bo na pewno tak nie jest. Ani on mi, ani ja jemu, a nawet jeśli to nic to nie znaczy.
Jeszcze jedna zła rzecz, to fakt, że jedna z kochanych osóbek jakie były na tej imprezie puściła plotkę, że całowałam się z C. Mam przechlapane w pracy... no jakbym do tej pory nie miała. Plotka, znaczy, że ta wieść jest nieprawdziwa. Oczywiście nic takiego nie miało miejsca.
W każdym razie tak właśnie kończy się moje ostatnie spotkanie z moim przyjacielem. Cóż dalej? Tego nie wie nikt.
Zobaczymy kiedy się odezwie i czy w ogóle to zrobi.
Czekam...
poniedziałek, 10 listopada 2014
piątek, 7 listopada 2014
No Angels || Crazy in love
Niedawno pisałam o moim jakże abstrakcyjnym zakładzie z C. Tak dla niego zdecydowanie jest on abstrakcyjny w innym znaczeniu niżeli dla mnie. Mimo, że zapewniał inaczej, mimo, że obiecywał... chyba nie uwierzyłam w te obietnice. Nie wierzyłam mu w to, że naprawdę może to zrobić. Dlatego nie boli, dlatego, gdy dowiedziałam się, że zwalnia się z pracy i wyjeżdża do Norwegii to nie poczułam nic. Zero zdziwienia, zero bólu, zero smutku, wielkie nic, nie wiem co czuję i nie wiem co to znaczy. Może jeszcze do mnie nie dociera, że już nigdy go nie zobaczę (god, brzmi to jakby wyjeżdżał na koniec świata, albo co najmniej umierał!). Taka jest niestety prawda. Już nigdy go nie przytulę, nie będę się z nim wygłupiać w pracy, czas nie będzie płynąć szybciej, nie będziemy razem palić i pić na imprezach, nie będę z dobrego serca odwozić go do domu i słuchać o jego życiu... chyba jednak trochę mi smutno. Nie lubię tracić przyjaciół, osób które ledwo pojawiły się w moim życiu i już z niego uciekają.
Pozostały nam około 4 dni... jakoś nie mam ochoty się z nim widzieć i nie wiem czy to przez to, że jednak minęła mi fascynacja jego osobą czy on skutecznie nauczył mnie nie tęsknić, a może dlatego, że on nie wie, że ja już wiem i nie chcę by osobiście mi o tym powiedział. W każdym razie, jutro jak zwykle nie obejdzie się bez uspokajaczy w pracy.
Cóż... nie warto wierzyć we wszystko co Ci obiecują. Tym razem nie będzie tak źle.
Swoją drogą zazdroszczę mu jednego... że tak łatwo podjął decyzję o wyjeździe. Jedno rzucone zdanie przez jego kuzyna i padło stwierdzenie "jedziemy". Zazdroszczę mu tego, ja tak nie potrafię. Mimo, że mam otwartą drogę i jest ktoś kto pomoże mi w emigracji to ja sama nie jestem w stanie podjąć takowej decyzji. Zbyt wiele mnie tu trzyma. Rodzina, dom, moje zwierzaki... niby takie proste rzeczy, ale ja nie umiem się od tego uwolnić, nie umiem porzucić i tak po prostu pojechać w świat.
A jednak chyba zaczynam tęsknić. Dzisiaj widziałam go ostatni raz w pracy i gdy tym swoim miłym głosem pytał "Chcesz cukier słoneczko?'' to zrobiło mi się mega smutno. Lubię go. Kto będzie mnie rozśmieszał w smutno-nudne dni? Kto będzie pytał "jak się masz słoneczko?". Kto będzie mówił "Jeśli mnie teraz zabijesz to przynajmniej umrę z pięknym widokiem przed oczami". Kocham te jego głupkowate teksty, jest uroczy. Jest taką osobą, którą każdy lubi, która wprowadza dobrą, miłą atmosferę i przy której można czuć się dobrze, swobodnie.
Jutro widzę go już raczej po raz ostatni. Idziemy na pracowniczą imprezę, co w ogóle mi się nie uśmiecha, bo będą tam ludzie, których wprost nienawidzę. Ale idę, idę dla niego i dla jednej jedynej przyjaciółki jaką tam mam. Mam nadzieję, że obecność mojego chłopaka, C. i A. wystarczą bym czuła się dobrze.
Coś czuję, że ten wpis będzie bez ładu i składu, a chciałam żeby był taki ładny... cóż, zakończę go teraz, bo zaraz i tak zgubię wątek.
* BASTILLE feat Ella Eyre - No Angels
* Beyonce - Crazy in love (cover)
Pozostały nam około 4 dni... jakoś nie mam ochoty się z nim widzieć i nie wiem czy to przez to, że jednak minęła mi fascynacja jego osobą czy on skutecznie nauczył mnie nie tęsknić, a może dlatego, że on nie wie, że ja już wiem i nie chcę by osobiście mi o tym powiedział. W każdym razie, jutro jak zwykle nie obejdzie się bez uspokajaczy w pracy.
Cóż... nie warto wierzyć we wszystko co Ci obiecują. Tym razem nie będzie tak źle.
Swoją drogą zazdroszczę mu jednego... że tak łatwo podjął decyzję o wyjeździe. Jedno rzucone zdanie przez jego kuzyna i padło stwierdzenie "jedziemy". Zazdroszczę mu tego, ja tak nie potrafię. Mimo, że mam otwartą drogę i jest ktoś kto pomoże mi w emigracji to ja sama nie jestem w stanie podjąć takowej decyzji. Zbyt wiele mnie tu trzyma. Rodzina, dom, moje zwierzaki... niby takie proste rzeczy, ale ja nie umiem się od tego uwolnić, nie umiem porzucić i tak po prostu pojechać w świat.
A jednak chyba zaczynam tęsknić. Dzisiaj widziałam go ostatni raz w pracy i gdy tym swoim miłym głosem pytał "Chcesz cukier słoneczko?'' to zrobiło mi się mega smutno. Lubię go. Kto będzie mnie rozśmieszał w smutno-nudne dni? Kto będzie pytał "jak się masz słoneczko?". Kto będzie mówił "Jeśli mnie teraz zabijesz to przynajmniej umrę z pięknym widokiem przed oczami". Kocham te jego głupkowate teksty, jest uroczy. Jest taką osobą, którą każdy lubi, która wprowadza dobrą, miłą atmosferę i przy której można czuć się dobrze, swobodnie.
Jutro widzę go już raczej po raz ostatni. Idziemy na pracowniczą imprezę, co w ogóle mi się nie uśmiecha, bo będą tam ludzie, których wprost nienawidzę. Ale idę, idę dla niego i dla jednej jedynej przyjaciółki jaką tam mam. Mam nadzieję, że obecność mojego chłopaka, C. i A. wystarczą bym czuła się dobrze.
Coś czuję, że ten wpis będzie bez ładu i składu, a chciałam żeby był taki ładny... cóż, zakończę go teraz, bo zaraz i tak zgubię wątek.
* BASTILLE feat Ella Eyre - No Angels
* Beyonce - Crazy in love (cover)
Subskrybuj:
Posty (Atom)