wtorek, 14 października 2014

Thinking Out Loud (I founded up with you of you...)

Ostatnio znowu poczułam potrzebę "wypisania się". Nie robiłam tego od ponad roku, moja historia o "Red Car" skończyła się tak samo szybko jak się zaczęła, choć może nie do końca? W każdym razie to już rozdział zamknięty. Poznałam tego chłopaka, wiem kim jest i to koniec historii.
Oczywiście moje życie nie może być zbyt nudne, to by było za normalne gdyby nic się nie działo i tak przez ostatnie miesiące działo się... wiele, nawet bardzo wiele.
Gdy w maju podpisywałam umowę o pracę nie przypuszczałam, że poznam tam tak różnych ludzi. Ludzi, którzy mnie w pewnym sensie zniszczą, umocnią i przywiążą do siebie. Trzykrotnie już składałam wypowiedzenie na ręce mojego szefa i powodów było wiele, równie wiele było powodów dla, których je wycofywałam i niewątpliwie jednym z nich jest on. Oczywiście oceniłam "książkę po okładce" i przypuszczałam, że jest zupełnie inny. Oczywiście nie przypuszczałam też, że tak bardzo mnie zaintryguje, zaciekawi i sprawi, że będę chciała go tak dobrze poznać. Nasze pierwsze spotkanie nie należało do najmilszych, oczywiście za moją sprawą. W końcu Bogu winny chłopak chciał tylko abym się uśmiechnęła... na szczęście nie zarobił za to w zęby jak mu obiecałam.
- Uśmiechnij się
- Chcesz w pysk?
Na moje szczęście odpuścił, poszedł sobie i dał mi spokój. Tak przynajmniej myślałam i taką miałam nadzieję. Jakie było moje zdziwienie gdy wieczorem sprzątając moje stanowisko pracy usłyszałam za sobą jego głos.
- Ja jeszcze nigdy nie dostałem - pewny siebie, czarujący i flirtujący, w tamtym momencie było to dla mnie odpychające. Nienawidzę takich typów, którzy flirtują ze wszystkim co się rusza, co mają swoje podteksty do każdej dziewczyny. Wtedy właśnie za takiego go wzięłam, ale podjęłam jego grę.
- Więc czas to zmienić - odpowiedziałam mu spokojnie i łagodnie, przerwałam swoje czynności i odwróciłam się w jego stronę. Stał przy ladzie i bawił się swoim telefonem, nonszalancko się na mnie patrząc.
- Wiesz to by nie było w sumie najgorsze. Umarłbym z pięknym widokiem przed oczami. - później niejednokrotnie słyszałam ten tekst. Tak, chłopak zdecydowanie zaczął mnie intrygować. Ciekawić. Dogadywaliśmy się coraz lepiej, czasem rozmawialiśmy o pierdołach, głównie jednak tematami naszych rozmów są trudne tematy życia i uczuć. To nie jest typowy "lovelas", który potrafi zbajerować dziewczynę tanim tekstem. Może i na takiego się kreuje, ale to po prostu jego styl bycia, taki jest i albo się to akceptuje, albo nie. Ja to akceptuję, nie przeszkadza mi to w ogóle.
Ostatnimi czasy nasz kontakt stał się całkiem bliski, a to za sprawą jednej imprezy. Nie, nic takiego się na niej nie wydarzyło, po prostu był to kluczowy dzień. Okazało się, że tego dnia C. pokłócił się ze swoją dziewczyną, był dosyć przybity i smutny, a to było bardzo nienaturalne. On zawsze jest optymistą, który podnosi na duchu cały świat, a na pewno mnie. Zaprosiliśmy go na wspólne picie po ciężkim dniu pracy, od razu się ucieszył, że może się wyrwać z domu i zapomnieć choć na chwilę o problemach, jednak jeden właśnie mu się tworzył. Mieszka daleko od miasta i nie miałby jak dotrzeć do domu, zaoferowałam więc mu, że może zostać u nas (u mnie i W.). Na to też przystał więc po pracy wsiedliśmy w mojego poczciwego mercedesa i ruszyliśmy w stronę Kolbud, aby dotrzeć do jego domu po kilka niezbędnych mu rzeczy, a potem wrócić do Centrum - do mojego domu.
W trakcie trasy mieliśmy dużo czasu by spokojnie porozmawiać, jak zwykle przewijały się trudne tematy miłości i przywiązania. Dowiedziałam się, że C. nie przywiązuje się do ludzi, co nie ukrywam, trochę mnie zmartwiło. Jestem zupełnie inna, przywiązuję się szybko, dlatego poczułam panikę, że zniknie bez słowa i bez przyczyny, a ja zostanę bez przyjaciela. Ta myśl nie daje mi spokoju.
Wiele nas łączy, ale równie wiele dzieli... to chyba całkiem normalne? W każdym razie, gdy na następny dzień jechaliśmy do pracy on był spokojny i rozmowny, a ja nie do życia. I gdy weszliśmy już do budynku, a on powiedział słowa, których się nie spodziewałam, mój mózg nie był w stanie ich od razu zarejestrować.
- Mogę się z Tobą założyć, że nie zerwę z Tobą kontaktu.
- Ok - odpowiedziałam bez większego namysłu, i wyciągnęłam w jego stronę rękę, którą on uścisnął. Po chwili ruszyliśmy do szatni, gdzie już się rozstaliśmy, każde poszło w swoją stronę. Ale jedno nie mogło mi dać spokoju, co będę miała jak wygram? To czysty materializm, tak wiem...
- C. co będę miała jak wygram?
- Właśnie o tym nie pomyśleliśmy, co chcesz? - zapytał jak zawsze mnie obserwując, a ja tak bardzo nie potrafię patrzeć w jego oczy.
- W sumie... to zakład, w którym nie chcę niczego. Jeśli wygram, będę miała Ciebie. - odpowiedziałam, a zaraz zobaczyłam jego szeroki uśmiech. Wiedziałam, że podoba mu się ta odpowiedź.
I takim oto sposobem zawarłam z nim stosunek cywilnoprawny o charakterze abstrakcyjnym. I nie, nie znaczy to, że jest on nierzeczywisty, nierealny i nieprawdziwy. To najprawdziwszy zakład, który mówi, że druga strona nie może zerwać ze mną kontaktu. Pod żadnym pozorem. Nawet jeśli, któreś z nas opuści nasz zakład pracy.
To trudny zakład i pod względem tego, że C. może po prostu nie dać rady spełnić warunków, ale też pod tym względem, że te warunki są niejasne. Bo co to znaczy "nie mogę zerwać z Tobą kontaktu"? To znaczy, że musi się odzywać przynajmniej raz dziennie? Raz na tydzień? Miesiąc? Rok? Czy jeśli nie będzie odzywać się przez pół roku, a nagle napisze to znaczy, że ma ze mną kontakt? Czy jeśli będzie tylko pisał na facebooku, albo wysyłał sms to znaczy, że mamy ze sobą kontakt? Czy spotkania w pracy to spełnienie zakładu? Wiele trudnych pytań, na które nie znam odpowiedzi. On jednak wie jedno... da radę. Nie zawiedzie mnie i nie rozczaruje. Założyłam się więc z nim o niego, pytanie jest czy wygram? Nie wiem... bo to nie ode mnie zależy. Ale bardzo bym chciała wygrać.

Nadzieja...

* Ed Sheeran - Thinking Out Loud